wiesz, jak czytam, to nie robię nic innego. Słucham przy okazji wykonywania prac domowych, spacerów bez dzieci czy nawet drobnych zakupów w supermarkecie.
Mandriell - a tak właściwie, to dlaczego "te 45". Bo "te 52" oznaczałoby 1 książkę tygodniowo i stąd u mnie 2x więcej audiobooków. Ech, te czasy kiedy się powyżej setki rocznie czytało...
ale dla kogoś, kto nie czytał książki (chodzi mi o ekranizację Atlasa) to średni pomysł, bo film zrobiony tak, żeby ktoś to nie czytał nie wiele wiedział
a z planów mam 'casual vacancy,' cykl 'autostopem przez galaktykę,' 'the fault in our stars,' dwa barańczki i obczaić dukaja muszę. i mnóstwo naukowej papki do magisterki.
ostatnio doszłam do wniosku, że właśnie, nie tyle powinno się liczyć książki na sztuki czy nawet na strony co na ilość znaków, bo i opasłe tomiszcza potrafią składać się głównie z marginesów i odstępów między
akapitami. Jednak jeśli idzie o zestawy, to jednak liczę "tytuły", bo tu objętość nie ma znaczenia. A Casual vacancy niby też planuję, ale mi zawsze niespodziewanie tyle wpada, że czasem "planowana" książka
napisałam a się nie zapisało: tego co do szkoły też nie wliczałam. Ale jeśli dla poszerzenia horyzontów przeczytam podręcznik z nie mojej działki-uwzględnię
ja nie doliczam podręczników ani prac, ale książka to książka, poświęcam na nią swój czas. ważniejsze nawet są te, które mają coś wspólnego z moimi studiami, bo więcej z nich wynoszę. nie tylko przyjemność